Victoria Aveyard - "Czerwona królowa"

 Prawda się nie liczy. Liczy się tylko to, w co wierzą ludzie.

Dlaczego wypożyczyłam tę książkę z biblioteki? Z dwóch powodów. Po pierwsze: bardzo, ale to bardzo spodobała mi się jej okładka. Jeszcze zanim przeczytałam samą książkę, znalazła się ona w rankingu kilku najlepszych okładek, który stworzyłam jakiś czas temu. Po drugie: zaciekawił mnie jej opis. Wizja nowo stworzonego świata, fantasy i te sprawy są zdecydowani dla mnie. Dlatego też siadając do tej książki, miałam duże wymagania. Czy sprostała nim?




Tytuł: "Czerwona królowa"
Autor: Victoria Aveyard
Seria: Czerwona królowa - Tom 1
Ilość stron: 488
Tłumacz: Adrianna Sokołowska - Ostapko
Wydawnictwo: Otwarte


Mieszkańcy Norty dzielą się, ze względu na kolor krwi, na Srebrnych - arystokratów o nadprzyrodzonych umiejętnościach, i Czerwonych - zwykłych ludzi wykorzystywanych jako tania siła robocza i przymusowo wysyłanych na wojnę, która toczy się od prawie stu lat. Właśnie taki los czeka wkrótce siedemnastoletnią Mare Barrow. Wydaje się, że dziewczyna ma wyłącznie złodziejski talent, ale gdy trafia na królewski dwór jako służąca, odkrywa w sobie moc, która dla Srebrnych stanowi ogromne niebezpieczeństwo. Tymczasem w wyniszczonych kraju robi się coraz bardziej niespokojnie. Na sile przybierają ataki tajemniczej Szkarłatnej Gwardii walczącej o wyzwolenie Czerwonych.

Jak dla mnie ta książka to jedno wielkie "Wow"! U góry zadałam pytanie, czy spełniła moje oczekiwanie. Tak. Zdecydowanie tak! Nie spodziewałam się, że ta książka wciągnie mnie do swojego świata od pierwszych stron. Praktycznie od samego początku dzieje się coś, co nie pozwala odłożyć Ci książki. Właśnie to jest powodem tego, że "wciągnęłam" książkę w niespełna trzy dni. 


Na samym początku muszę wspomnieć o jednej rzeczy, która wywołała u mnie małe zmieszanie. Opis, który zamieściłam powyżej, znajduje się na skrzydełku książki, a jak wiadomo, każda osoba, która chce dowiedzieć się, o czym jest książka, automatycznie patrzy na jej tył. U "Czerwonej królowy" na tylnej okładce znajduje się fragment książki. Nie wydaje mi się istotne to, aby przywoływać go całego, dlatego zacytuję tylko fragment:

"– Mare Molly Barrow, urodzona siedemnastego listopada 302 roku Nowej Ery, córka Daniela i Ruth Barrowów [...]"

 Powiedzcie mi proszę, jaka pierwsza myśl przychodzi Wam do głowy po przeczytaniu tego fragmentu. Rzecz się dzieje w starożytności, prawda? I właśnie ja też tak pomyślałam i bardzo się zdziwiłam, gdy na samym początku pojawiły się latające statki, czy chociażby rowery ;). W tej książce punkt wyznaczający Nową Erę znajduje się hen w dalekiej przyszłości w stosunku do naszych czasów. Taka anegdotka, może mało ważna, jednak ten fakt długo zaprzątał mi głowę.

Może jednak postaram się uniknąć chaosu w recenzji i zacznę mówić o wszystkim po kolei. Bo znając moje zdolności, to ten tekst zaraz może nie mieć ani ładu, ani składu.

Ten świat jest równie piękny, co niebezpieczny. Ludzi, którzy popełniają błędy, po prostu się eliminuje. 

Zamysł fabuły. Zadecydowanie na tak. Czytając recenzje tej książki u innych bloggerów, zauważyłam, że u niektórych jest ona porównywana na przykład do Igrzysk Śmierci. Przepraszam, jeśli nie zrozumiałam intencji autora wyżej wymienionej książki, jednak na prawdę nie rozumiem, co ta książka ma wspólnego z tą serią... Oprócz oczywiście tego, że autorka "tworzy świat od nowa". Ale nie o tym miałam mówić. Uważam, że Victoria Aveyard naprawdę zasługuje na brawo za fabułę.

-Marzenia nie przynoszą nic dobrego.

Oczywiście, jak w prawie każdej książce, musi pojawić się wątek romantyczny. Jak na osobę, która z
reguły lubi romantyczne historie, stosunek głównego wątku do romansu był odpowiednio wyważony. Nie "panował" on nad całą książką, jednak w pewien sposób miał duży wpływ na sekwencję wydarzeń. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie jest chyba najlepsze.

          Tylko o to cały czas chodziło. O zazdrość. Rywalizację. O to, żeby cień pokonał płomień.

Co do bohaterów... Główna bohaterka, Mare, w pewnych momentach naprawdę mnie irytowała swoim zachowaniem i swoją nadmierną naiwnością, jednak pomimo tego zdobyła moją sympatię. Może to dlatego, że w jakiś sposób jest podobna do mnie?
Oprócz Mary, dwoma kluczowymi postaciami dla historii jest dwoje książąt: Cal i Maven. Co do zachowania oby dwóch trochę się zawiodłam, gdyż w większym lub mniejszym stopniu na początku zapowiadali się być zupełnie innymi osobami. 

Podsumowując, książka naprawdę mi się podobała i już nie mogę się doczekać, kiedy będę miała okazję przeczytać kolejne tomy tejże historii. Zdecydowanie polecam ją każdemu fanowi fantasy i nie tylko ;).

Bookomaniaczka ;*
 

4 komentarze:

  1. Czytałam ją już szmat czasu temu i pamiętam jedynie, ze powieść była bardzo chaotyczna, często pozbawiona sensu. Wyraźnie widać było, że autorka nie do końca potrafi pisać, że się tego uczy: to powinno w moim odczuciu pójść do szuflady, nie na półki księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam dopiero w planach przeczytać tą serię i w sumie pocieszyłaś mnie swoim pozytywnym zdaniem o niej, bo niestety niewiele takich słyszałam. ;) Co prawda podejrzewam, że nie jest zbyt oryginalna i wiele w niej powielanych schematów, ale że mimo wszystko lubię tego typu książki i na pewno sama będę musiała się przekonać, czy mi się ona spodoba czy nie. ;) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo! :D Również pozdrawiam i życzę miłej lektury ;).

      Usuń

Polub mnie na Facebook'u